4 dzień pobytu na archipelagu Bocas del Toro :) W chatkach na "kurzej stopce" wytrzymalismy jedna noc...mega-karaluchow bylo pelno i mielismy wrazenie, ze spadaja na nas w nocy ze slomianego sufitu. Na szczescie obok znalezlismy ładny domek z pokojami na wynajem zbudowany na palach na wodzie, wiec robactwa jest o wiele mniej.
Codziennie korzystamy z taxi-łódek i pływamy między wyspami, wieczorem zaliczylismy kilka reggae-imprezek w okolicznych hostelach, dużo czarnych, a poza nimi sami Amerykanie, ceny w barze rowniez amerykanskie, chyba ze piwo Panama :) Generalnie klimat w okolicznych miescinach typowo jamajski - reggea, czapki ala Bob Marley i wolne tempo na kazdym kroku - prawdziwe wakacje :)
Zaliczylismy rowniez wycieczke na delfiny. Plynely razem z nasza łódką. Przy plywaniu i snorklingu w wodzie trzeba uwazac - mnie poparzyla meduza, na szczescie nie duza i nie groźna. Miejscowi polecili swoj sposob na poparzenie - polac wlasnym amoniakiem...
Jutro wracamy juz niestety do Panama City...