Zabraliśmy się wszyscy do 2 busów nawet jeden z przyczepką bagażową! Jest nas w sumie ok 15 osób, głównie chłopaki z Niemiec i Szwajcarii. Wystartowaliśmy spod hostelu o 6 (jeszcze tu ciemno...). Kierunek na południe do Parku Narodowego Litchfiled.
Po wyjechaniu z Darwin i wyjściu słońca możemy oglądać prawdziwy dziki Australijski out-back. Zero ludzi, jedna szosa i busz naokoło. Przed wjazdem do Parku zmieniamy auto na terenowy autobus-ciężarówka 4WD - nieźle trzesię!
Pierwszy postój przy mega-dużych kopcach termitów Magnetic Termites - okazuje się, że tutejsze termity zastępują prace porządkowe afrykańskich dużych zwierząt takich jak słonie, żyrafy.. Kolejny postój to Florence Falls, gdzie kąpiemy się w przyjemnych wodospadzikach. Okazuje się że sporo dróg jest jeszcze zalanych po porze deszczowej i nie wszystkie "salties", czyli krokodyle słonowodne zostały wyłapane, więc trzeba uważać!. W takim wypadku jedziemy zrobić bush-walk przez Buley Rock-hole - widoki super! Następna atrakcja to wizyta w aborygeńskiej wiosce - Pudgal Culture Camp - mamy okazję potańczyć z Aborygenami i zobaczyć jak plotą koszyki. Kobiety w tych plemionach tak naprawdę nie mają żadnych praw...
Popołudniu postój na przygotowanie lunchu - oczywiście wszyscy dostają zadania - ja mam do pokrojenia kilkanaście warzyw :) Po lunchu przejeżdżamy off-roadowy kawałek "czerwonej drogi" i wsiadamy na łódź. Jesteśmy już w Mary River Park. Wszędzie trzeba uważać na krokodyle, gdyż lubią się razem z wodą zapuszczać głęboko w ląd.. Zachód słońca na łodzi bardzo nas rozleniwia, a kawały przewodnika dodatkowo rozweselają :) Na wieczór dojeżdzamy do campingu przy Mary River - Port Stuart i lokujemy się w 2-osobowych kabinkach (oczywiście bez światła, a za to z licznymi pająkami). W campingowym barze wieczorne piwo lokalne i obstawiamy wyścigi żab - która pierwsza ucieknie z wiadra?