Kolejne kilkaset km przez pustkowia do przejechania dzisiaj...Pierwszy postój przy mineralnych źródłach w Mataranka. Można zarzyć kąpieli pomiędzy tropikalnymi palmami w bąbelkowych mineralnych źródłach. Jak wszędzie jesteśmy jedynymi wizytorami :)
Po kolejnych 150km pub w Larrimah - trzeba się zatrzymać, bo to jedyne miejsce na następne 200km... Klimat iście pustelniczy i zapomniany, ale przygarnęli właśnie młodego wallabi wyrzucengo przez matkę i nie omieszkamy zrobić kilka zdjęć z tym pupilkiem :)
Następny postój połączony z obowiązkowym tankowaniem to pub w Daly Waters (miasteczku kilku domów). Zgodnie z lokalną tradycją zostawiam tutaj coś od siebie - mianowicie wizytówkę :) Z innych rzeczy pozostawianych przez przyjezdnych można zobaczyć m.in. majtki i staniki...Budynek pubu wygląda jakby poskładany był ze złomu znalezionego w promieniu 300km..przypominają się thrillery z Teksasu..
Nieopodal zajeżdżamy jeszcze na nieczynne lonisko - podobno było to pierwsze międzynarodowe lotnisko w Austalii - Dunmarra. Popołudniem, pustą szosą zmierzamy w kierunku Banka-Banka obok Tennant Creek, gdzie mamy kamping. Tutejsze miasteczka nie grzeszą bezpieczeństwem więc trzeba mieć się na baczności. Jednak widok pustego kempingu pomędzy dwoma zardzewiałymi wiatrakami sprawia lekki dreszczyk. Do pełni szczęścia znajdujemy jeszcze w prysznicach sporo malutkich, ale b. niebezpiecznych czarnych pająków - redneck, a z namiotu kolegów wyganiamy białego ptasznika :) Na kolacje przyrządzam mięso z kroodyla..