ULURU o poranku :)

Poranna pobudka przed świtem! Wychodzimy ze SWAGów i szybko pakujemy się do busa, aby być o wschodzie przed Uluru!
Okazuje się, że dużo ludzi ma taki sam plan i pod górą czeka już spory tłumek... Spokojnie zajmujemy pozycję i podziwiamy wschodzące mocne australijskie słońce. Po pełnym wynurzeniu zza horyzontu ludzie zaczynają bić brawo! Super atmosfera! Spędzamy tu ładnych kilka godzin, choć już bez szampana dziś :)
Następnie dla chętnych wejście na górę - Aborygeni odradzają, bo dla nich góra jest święta. Jednak ja i kilka osób (ciekawe, że wszyscy Japończycy) decydujemy się na wejście - nie wygląda na bardzo trudne, choć momentami są łańcuchy. Po ok godzinie wspinaczki po wygładzonej czerwonej skale jesteśmy na szczycie - krajobraz jak z kosmosu, zero zieleni, tylko czerwona skała i po horyzont płaska pustynia/step. Kilka obowiązkowych fotek i jesteśmy już na dole z resztą grupy. Tu czeka na nas lokalny przewodnik - Aborygen i robimy spacer wokół góry, znajdujemy nawet oryginalne malowidła. W okolicy jest też Cultural Center, gdzie można kupić aborygeńskie pamiątki.
Po lunchu jedziemy na północ w kierunku Kings Canyon - druga po Uluru główna atrakcja w rejonie. Skracamy sobie drogę nieutwadzonym szlakiem - zupełnie jakby tu nie dotarła cywilizacja...
Przed wieczorem dojeżdżamy w okolice Watarrka National Park, gdzie śpimy na campingu. Minął kolejny dzień pełen wrażeń!

Zdjęcia (24)

Komentarze (0)