Kolejna udana noc na plaży w Byron :) Dziś decydujemy się rozdzielić, Weronika z Markiem zostają w Byron do końca Bluesfest, ja z Annabell jedziemy zobaczyć Nimbin, kultową hipisowską wioskę oddaloną ok 70 km wgłąb lądu od Byron, oczywiście planujemy dojazd stopem. Z innych opcji, dla szybkich turystów, można w Byron wykupić dniową wycieczką piętrowym hipi-busem do Nimbin i z powrotem.
Z pełnym załadowaniem, namiotem itp docieramy przedpołudniem na wylotówkę z Byron i wzorem innych piszemy na dużej kartce NIMBIN. Złapanie stopa zajęło ok 45 min, ale z tego powodu, że podobno ustawiliśmy się na złej wylotówce :( W każdym razie jedziemy z 3 lokalsami, którzy podwożą nas do Lismore (połowa drogi do Nimbin). Całą droge tematem lokalsów są grzyby itp...więc mamy niezły ubaw, samochód też dość ciekawy z popękanymi szybami.
Lismore nie ma praktycznie nic do zaoferowania, poza położeniem dobrym na okoliczne wypady. Zaliczamy Visitors Center (co nie jest proste z całym bagażem na plecach w upale) i idziemy w kierunku wylotówki. Po drodze udaje nam się jeszcze załapać na darmowy lunch z okazji miejscowej uroczystości przy Kościele :)
Jak się okazuje, łapanie stopa w tych okolicach jeszcze niedawno było banalne, ze względu, że każdy lokals tutaj był lub jest hipisem i dzieli się wszystkim co ma. Aktualnie przyjeżdza coraz więcej turystów i powoli się to zmienia, ale mimo to nie żadkie są sytuacje, jak ta, kiedy czekając na stopa, nieoczekiwanie z pobliskiego domu zaproponowano nam wode do picia i skorzystanie z łazienki.
Kolejnego stopa łapiemy w 30 min już bezpośrednio do Nimbin. Mamy szczęście, bo zatrzymaliśmy pick-upa z menadzerką z hostelu, o którym myslelismy. Po drodze pokazuje nam jeszcze ciekawostki okoliczne, m.in. lasy ze świętym skałami, gdzie żyją aborygenskie plemiona.
W Nimbin dojezdzamy pod sam hostel Nimbin Rox Yha, co jest bardzo pomocne, ponieważ hostel ten oddalony jest od centrum ok 25 min spacerkiem. Hostel, a właściwie camping z m.in. wigwamami do spania jest naprawdę godny polecenia! Ceny ok 13 AUD za noc od os. Bierzemy 4 osobowy wigwam :) Wszystko w klimacie wioski hipisowskiej z małym oczkiem wodnym w środku pomiędzy palmami. Obsługa totalnie zchiloutowana, wszyscy po zielonym :) i przy dzwiekach reggae w otwartej jadalni. Miejsce jest tak zrelaksowane, ze decydujemy sie spedzic tu Wielkanoc :), czyli nastepne 2-3 dni.
Po zameldowaniu idziemy do Centrum i zostajemy tam w barze na kilka piw z lokalsami. Klimat jest wyjątkowy.